Kilka dni temu rozpoczął się medialny atak na Forever 21, znaną amerykańską sieciówkę skierowaną do młodych ludzi. Jego powodem jest wprowadzenie do sprzedaży pewnego męskiego T-shirtu, za co marka oskarżona została o propagowanie kultury gwałtu.
I nic dziwnego, bo nadrukowany na nim napis to: „Don’t say maybe, if you want to say no”. Z poważnego problemu marka zrobiła coś błahego, niemal zabawnego, a z przestępstwa materiał sprzedażowy. Nadruk sugeruje, że to ofiara winna jest gwałtu, a tym samym popularyzuje krzywdzące podejście, które często pojawiaja się w dyskursie społecznym.
Zarówno media, jak i pojedynczy internauci zaczęli masowo wyrażać w sieci swoje niezadowolenie w związku z wprowadzeniem do sprzedaży tego produktu. W efekcie, firma zdecydowała się usunąć go ze sklepów stacjonarnych i sklepu internetowego. Sieciówka wydała też oświadczenie, w którym przeprasza wszystkich, którzy poczuli się dotknięci: „Forever 21 chce być przykładem najwyższych standardów etycznych i poważnie traktuje sugestie konsumentów. Po otrzymaniu informacji zwrotnej podjęliśmy natychmiastowe działania w celu usunięcia [T-shirtów] z naszej strony internetowej. Serdecznie przepraszamy każdego, kto poczuł się urażony”.
Forever 21 to nie pierwsza firma, która spotkała się z falą krytyki ze względu na bezmyślne nawiązania do gwałtu. Drugi najświeższy, a jednocześnie najbardziej znany taki przypadek zawiera polski akcent. W podobny sposób naraziła się Sugarpills, rodzima marka skierowana do nastolatków znana z kolorowych ubrań z odważnymi i kontrowersyjnymi nadrukami. W lutym w sklepie internetowym pojawiła się koszulka z napisem „Dead girls can’t say no”, która oburzyła internatów, bo zgodnie uznali, że promuje gwałt. Produkt zdjęty został ze strony internetowej, ale Sugarpills zaprzeczyło zarzutom, dziwiąc się, że w ogóle powstały i stwierdzając, że nigdy nie promowaliby tak złej rzeczy, jak gwałt.
Innym dość głośnym przypadkiem było wprowadzenie do sprzedaży bluzek z napisem „It’s not rape. It’s a snuggle with a struggle”. Pojawiły się półtora roku temu w sklepach SM Supermalls, największej na Filipinach sieci centrów handlowych. Klienci, którzy mieli okazję zobaczyć T-shirty na żywo, rozpoczęli dyskusję w mediach społecznościowych. W sieci znaleźć można setki postów i komentarzy w negatywny sposób oceniających zaistniałą sytuację. Towar wycofany został ze sklepów, a firma udostępniła na swojej stronie na Facebooku przeprosiny.
Z problemami spotykają się też sklepy internetowe. W 2013 r. falą krytyki zalany został brytyjski Amazon, na którym kupić można było koszulki ze sloganami zachęcającymi do wymuszania seksu. Sprzedawane w trzech wariantach T-shirty z napisami „Keep Calm and Rape Them”, „Keep Calm and Rape Us” oraz „Keep Calm and Rape On” wystawione zostały przez firmę Solid Gold Bomb. Po tym, jak zarówno Amazon, jak i marka zostały w Internecie skrytykowane, SGB wystosowało oficjalne przeprosiny. Zaznaczyło w nich, że T-shirty wyprodukowane zostały w wyniku komputerowego błędu. Nieco później, ale w tym samym roku z podobnym problemem wizerunkowym musiało zmierzyć się Etsy. Za pośrednictwem platformy kupić można było koszulki z takimi tekstami: „I’m a sensitive guy, I only rape pregnant women”, „Old people are useless. You can’t even rape them” czy „Autumn is perfect for date rape”. Pochodzą od firmy fyourtshirt, która łącznie wprowadziła do sprzedaży siedem bluzek z nadrukami oznaczającymi godzenie się, a nawet zachęcanie do gwałtu. Na podstawie skarg użytkowników i zapisu w regulaminie głoszącego zakaz sprzedaży produktów promujących lub gloryfikujących przemoc wobec siebie lub innych zostały wycofane ze sprzedaży. W sklepie nadal jednak można było znaleźć ubrania innych brandów o podobnym wydźwięku.
Aż trudno uwierzyć, że takie ubrania w ogóle je wyprodukowano i że można kupić je w tak popularnych sklepach. O ile pierwsze przykłady, mimo że i tak odnoszą się do gwałtu, są nieco subtelniejsze w swoim wyrazie i można by próbować brać ich twórców w obronę, o tyle kolejne są już nawiązaniami jednoznacznymi. Nie tylko robią ze zmuszania do seksu coś zabawnego, ale promują zachowanie będące przestępstwem. Tych przykładów jest niewiele, ale to i tak zdecydowanie za dużo.
Autor: Ela Baron