Łódź to miasto słynące z przemysłu włókienniczego, dzięki temu jedna z firm założonych 24 lata temu miała szansę na naturalny rozwój i pozyskanie fachowców w branży tekstylnej. Tym przedsiębiorstwem, sprowadzającym materiały również z innych krajów, jest Linexim Tkaninownia.
Linexim Tkaninownia to firma rodzinna założona w 1992 roku, zaś jej symbolem stał się prężny rozwój. Krótko po jej założeniu podjęli współpracę z hiszpańskim producentem Sedatex, a zaraz potem stali się wyłącznym dystrybutorem Royo, której siedziba mieści się w Walencji. Linexim Tkaninownia podnosi sobie poprzeczkę coraz wyżej – stawia na wyższej jakości materiały, inwestuje w nowe technologie. Efektem tego jest partnerstwo z brytyjską firmą Litmans zawiązane na jesieni 2013 roku.
Linexim Tkaninownia posiada swoje oddziały także w Katowicach oraz Gdańsku, gdzie można znaleźć liczne dodatki krawieckie. O branży, polskiej modzie i biznesie tekstyli porozmawiamy z Adamem Hajzerem, managerem firmy.
Linexim Tkaninownia jest obecna na rynku od ponad dwudziestu lat. Jak udaje się Waszej firmie utrzymać na rynku i być rentownym?
Jak w każdym biznesie – składa się na to wiele czynników. Najważniejszym aspektem jest elastyczność. Firma, która chce utrzymać się na rynku musi cały czas uważnie obserwować teraźniejszość i przyszłość branży, w której funkcjonuje i dostosować swoją ofertę do potrzeb obecnych i potencjalnych klientów.
Łódź kiedyś prosperowała jak dobrze nakręcona machina w świecie tekstyliów. Co zabiło nasz rynek?
Powstała na ten temat masa publikacji, które rzetelnie tłumaczą to zjawisko. Jedną z głównych przyczyn była akceptacja przez Polski rynek tekstylny złej jakości tkanin z Azji. Można powiedzieć, że w zasadzie pozwoliliśmy na taki bieg historii, ale to wszystko jest bardziej złożone niż się wydaje.
Czy jest moda na „Made in Poland”? Czy raczej wolimy to co zagraniczne?
Myślę, że ludzie mniej koncentrują się dziś na „Made in…”, a bardziej na logo, na metce. Duża część osób po prostu szuka podobającej się jej kreacji bez względu na etykietkę. Nie ma już na pewno zjawiska w poglądach, że wszystko co zagraniczne jest automatycznie lepsze – duża w tym zasługa polskich projektantów. Przeżywamy pod tym względem prawdziwy renesans, a Polska staję się wytwórnią mody.
Ilość czy jakość?
Jakość i ilość – dokładnie w tej kolejności.
Jaki jest Pana stosunek do „fast fashion”?
Tego typu moda jest domeną tych czasów. Moda nie jest już zarezerwowana tylko dla elit, społeczeństwo oczekuje co chwilę nowych kolekcji na sklepowych półkach, do tego w przystępnej cenie. Taką politykę prowadzą firmy typu Zara, H&M, TopShop i wiele innych. Dla naszej firmy oznacza to tylko dużą dynamikę w ciągłym kreowaniu nowych kolekcji tkanin.
Co Polacy mają wyjątkowego, z czym mogą konkurować z rynkami zagranicznymi?
Są bardzo pomysłowi. Poważnie mówiąc uważam, że każde przedsięwzięcie, projekt czy po prostu firma to grupa indywidualnych jednostek – specjalistów zgrana w jeden organizm dążący do sukcesu całości. Nie należy w tym wypadku rozwodzić się nad tym, że my mamy coś czego nie mają inni i dlatego mamy szansę na sukces bardziej niż inni (wyszłaby z tego akademicka dyskusja, która nijak miałaby się do rzeczywistości).
Jak zdobywa się partnerów biznesowych? Czy trudniej nawiązać z nimi współpracę, czy ją utrzymać?
Jest to praca długofalowa, na którą składa się wiele czynników. Mówiąc prostym językiem: trzeba mieć wiarę w to co się robi i pozytywną energię. Ta energia udziela się innym. Oczywiście produkt, wizerunek i sto innych marketingowych aspektów też jest istotna.
Najważniejsze lekcje wyciągnięte z ostatnich dwudziestu lat prowadzenia firmy?
Lekcje wyciągnięte z dwudziestu lat prowadzenia firmy wpłynęły na to, że wciąż jesteśmy strategicznym partnerem dla wielu odzieżowych firm na polskim rynku. Są one bagażem doświadczeń firmy i ludzi, którzy ją tworzą.
Jakie rady dałby Pan początkującym projektantom?
Nie lubię dawać dobrych rad, ponieważ zwykle brzmią jak „10 przykazań jak stać się gwiazdą showbiznesu”, ale jedną mam: dobry manager! Co drugi artysta jest tak wrażliwy, że nie powinien nawet próbować sprzedawać swojej sztuki sam – może szybko się zrazić. Rynek modowy jest dość bezlitosny.
Rozmawiała Urszula Wiszowata