Rozmawiałam wczoraj z pewnym Panem, który na swojej zawodowej drodze kilkakrotnie spotkał George’a Clooneya. Szczęściarz – pomyślałam jak każda z nas, prawda? Jaki on jest, ten Clooney? – zapytałam więc spontanicznie jak każda normalna kobieta, prawda?
Przystojny, inteligentny, błyskotliwy, wyluzowany, z dystansem do siebie, świetnie ubrany, ładnie pachnie i daje sobie radę z każdym, nawet najbardziej podchwytliwym, pytaniem, wymieniał mój rozmówca. Hm… czy taki mężczyzna może istnieć naprawdę? Może. I na pewno istnieje, pod warunkiem że nie znamy go osobiście… Wtedy nie przyłapiemy go na rzucaniu brudnej koszuli na podłogę, nie usłyszymy, jak pyta, dlaczego w lodówce jest kolejny słoik z tą samą musztardą, a gdy sobie z niego zażartujemy, ot tak, uśmiechnie się.
Nigdy nie stanie się bezbarwnym, tkwiącym przed telewizorem, naszym codziennym facetem. Co więc z Clooneyem? Przecież większość z nas marzy o mężczyźnie nie z tej ziemi – czułym i bezkompromisowym, romantycznym i fizycznym, który kocha i nie zdradza, którego nie ma na co dzień w domu, który ma swoje pasje, ale i tak od rana do nocy w jego myślach jesteś tylko TY. Mężczyźnie, który bywa zapowiedzią miłości wiecznej, nawet jeśli ta się nie spełni i zniknie, zanim spowszednieje. I wiadomość z tych realnych: niejedna z nas na pewno spotka takiego Clooneya, nie-Clooneya, który jak meteor przeleci przez nasze życie. Chociaż raz.
Pozdrawiam serdecznie,
Małgorzata Domagalik