Malują oczy na Diora – wyraziście, żeby schować opuchnięcia. Wargi też malują na Diora – grubo, żeby nie było widać obgryzionego naskórka (…) Kingę w „dzierżawę” oddał Chanel, Dagmarę – Dior, a Justynę – Lancôme.
To tylko wybrane cytaty z tekstu, który ukazał się w “Gazecie Wyborczej” na temat mobingu w sklepie bezcłowym Aelia na lotnisku Fryderyka Chopina w Warszawie. Chociaż tekst został opublikowany rok temu to temat CSR (Corporate Social Responsibility) jest jak najbardziej aktualny. Nie musimy sięgać aż do Azji po przykłady łamania praw człowieka.
Rok temu cała Polska dowiedziała się o niewłaściwym traktowaniu pracowników przez firmę Aelia (sprawa jest nadal w sądzie). Zmuszanie do ciągłej pracy na stojąco, dyktowanie pory skorzystania z toalety, zmienianie grafiku w ostatniej chwili – to tylko niektóre oskarżenia, jakie padły pod adresem sklepu bezc(e)lowego. Czy firmy takie jak Chanel, Dior czy Lancôme sprawdzają, kto sprzedaje ich produkt i w jaki sposób? Jak najbardziej. Największe firmy kosmetyczne wydają miliony dolarów na szkolenia, a następnie na sprawdzanie ich efektów “za ladą”. Ich wizerunek jest bezcenny, a każdy, kto sprzedaje produkt danej firmy reprezentuje ją. Co więcej, marki każdego roku inwestują coraz więcej w CSR, aby upewnić się, że produkt, który sprzedają jest “czysty”: od momentu inicjacji pomysłu aż do chwili, w której trafi on do klienta. Czym różni się więc wyzyskiwany pracownik z Bangladeszu od zastraszonego sprzedawcy w Polsce? Czarny PR jest równie szkodliwy dla marki w obu przypadkach.
Co więc poszło nie tak? Postanowiłam zabrać Was za kulisy branży kosmetycznej i pokazać strukturę, według której działają ekskluzywne marki. Flagowe butiki lub sklepy danego brandu sprzedają produkty internetowo lub korzystają z dystrybutorów takich jak: Douglas, Sephora czy właśnie Aelia, oddając im prowizję od sprzedaży. Każda marka ma swojego przedstawiciela w danym regionie, którego rolą jest dbanie o zamówienia, edukację sprzedawców, czy sprawdzanie czy dany dystrybutor godnie reprezentuje jego firmę. Największe marki kosmetyczne mają swoje biura w ważniejszych metropoliach. Inne natomiast posługują się mniejszymi delegacjami. Polska należy do tych drugich.
W artykule “Gazety Wyborczej” wyraźnie czytamy o próbie zgłoszenia sprawy mobingu do przedstawiciela handlowego:
Justyna: Lancôme przelewa Aelii pieniądze dla mnie, a Aelia przelewa wynagrodzenie na moje konto. Kiedy powiedziałam przedstawicielce Lancôme, ile tak naprawdę zarabiam, to zrobiła wielkie oczy. Chciałybyśmy, aby marki informowały nas, ile pieniędzy przelewają dla nas z Aelii.
Chanel na przykład kontroluje każdą płacę, prowizję, czy gratisowy produkt. Bez względu na to, kto płaci sprzedawcy, firma czy dystrybutor, ma być on traktowany godnie.
A może tak list do Paryża czy Mediolanu?
Oprócz drogi sądowej warto podjąć inne kroki w celu naświetlenia problemu. Każda firma ma swoją siedzibę główną, a w niej sztab ludzi do obsługi reszty świata. Są wśród nich specjaliści zajmujący się PR-em czy CSR-em. Wystarczy sięgnąć do LinkedIn i odnaleźć te nazwiska. Jedna wiadomość może zdziałać cuda.
Autor: Urszula Wiszowata