Wydawałoby się, że w kwestii biżuterii wymyślono już wszystko – od zastosowania metali i cennych kruszców, przez sięgnięcie po kryształy czy szlachetne kamienie, aż po użycie plastiku, skóry czy drewna. Ale – jak to zwykle – kiedy sądzić by można, że już nic nie zaskoczy, pojawia się firma, która proponuje biżuterię wykonywaną m.in. z … mleka matki, pępowiny czy włosów dziecka…
Brzmi dość kontrowersyjnie i z początku trudno sobie to w ogóle wyobrazić, a jednak okazuje się, że zainteresowanie tematem jest naprawdę spore i choć marka powstała i działa w Polsce, zamówienia spływają z całej Europy! Aha… jeśli informacja o pępowinie i mleku wywołała w Was lekki szok i niedowierzanie, musicie wiedzieć, że to jeszcze nie wszystko…
Jak powstało Milkies?
Biżuteria z mleka matki tworzona jest przez markę Milkies, założoną przez Kasię Lew, która opowiedziała mi, że pomysł na markę zrodził się z potrzeby serca, dokładnie 6 lat temu, kiedy to Kasia sama była karmiącą mamą.
– Grono otaczających mnie mam również karmiło piersią, wszystkie w nurcie rodzicielstwa bliskości, którego idea jest bardzo bliska zarówno mi, jak i całemu zespołowi Milkies – opowiada Kasia. – Ten okres macierzyństwa jest dla kobiety wyjątkowym czasem budowania niezwykłej więzi z dzieckiem i choć nie zawsze łączy się tylko z przyjemnymi chwilami (wiele mam bardzo walczy o laktację), to z pewnością zostaje w pamięci na zawsze. Wiedziałam, że ten czas bliskości z moimi dziećmi kiedyś minie i szukałam sposobu, jak zatrzymać te wspomnienia na dłużej – tłumaczy.
Choć na świecie można było usłyszeć o markach tworzących tego typu biżuterię sentymentalną to jednak w Polsce było to (i wydaje mi się, że wciąż jest) raczej novum.
Marka zaczynała działalność w 2015 roku i szybko okazało się, że zainteresowanych tego typu biżuterią jest dużo. Wiele osób – zarówno z kraju jak i spoza niego – wyrażało chęć utrwalanie mleka, włosków, fragmentów pępowiny czy innych pamiątek z wczesnych lat życia ich dzieci.
Jak zdradziła mi Kasia, zainteresowanie Polek i Polaków biżuterią Milkies rośnie z roku na rok, a ilość zamówień z innych krajów znacznie przewyższyła jej oczekiwania. Warto podkreślić, że biżuteria, która wędruje w świat wykonywana jest lokalnie – w niewielkiej manufakturze w Szczecinie.
Produkty zamawiane są często przez kobiety, którym nie udało się karmić tak długo, jak chciały, ale i takie, które pragną mieć blisko serca namacalny fragment dziecka utraconego, co brzmi nieco kontrowersyjnie.
Do marki zwracają się też kobiety, które straciły kogoś bliskiego i ukochanego i symboliczna pamiątka pomaga im przejść przez proces żałoby. Kasia powiedziała mi również, że wśród zamawiających zdarzają się mężczyźni – partnerzy i ojcowie – którzy chcą mamom swoich dzieci sprawić przyjemność, oddać hołd i wynagrodzić trudy wczesnego macierzyństwa.
Czym jest i jak powstaje biżuteria sentymentalna?
Tworzenie tego typu dodatków ma na celu zachowanie wspomnień z pewnego etapu życia. Zamknięcie ich w przedmiocie, który może być nie tylko pamiątkowy, ale też ładny i użyteczny. Cały proces powstawania biżuterii – jako że dotyczy pracy na naturalnych materiałach – jest ściśle kontrolowany, a składniki konserwowane zgodnie z metodą stworzoną we współpracy z chemikami.
No dobrze… ale czy sam pomysł nie jest jednak zbyt kontrowersyjny czy dziwny? Kiedy po raz pierwszy przeczytałaś/przeczytałeś sformułowanie – „biżuteria z mleka matki bądź pępowiny” – jaka pierwsza myśl pojawiła się w twojej głowie? Było to raczej „ależ to urocze” czy może „w życiu bym tego nie włożył/a”?
Wbrew pozorom okazuje się, że reakcje, z jakimi spotyka się marka, zazwyczaj są pozytywne.
– Zdecydowanie lepiej reagują osoby, które w pierwszej kolejności zobaczą naszą biżuterię, trudno im się powstrzymać od zachwytu nawet wtedy, gdy już dowiedzą się, że jest to tak bardzo osobista biżuteria – mówi Kasia. – Natomiast gdy ktoś usłyszy o tym pomyśle bez oglądania biżuterii, może wyobrażać sobie coś nieestetycznego, a w tak przecież nie jest – tłumaczy.
Milkies tworzy chyba produkty, które albo się kocha albo po prostu się ich nie rozumie, co z pewnością generuje wiele negatywnych komentarzy.
– Jeśli robisz coś nietypowego, hejt jest chyba nieunikniony. Nie wpływa on jednak znacząco na naszą działalność – uszczęśliwiamy setki klientów i klientek i na tym się skupiamy. Biżuterię kupują u nas kobiety – w prezencie dla siebie samej lub innej, ważnej w ich życiu osoby, ale także pełni podziwu dla kobiet mężczyźni. Starsi, młodsi, niekoniecznie mamy – w biżuterii zamykamy nie tylko mleko, ale też – płatki kwiatów ze ślubnego bukietu, piasek i muszelki z dalekiej podróży, mleczne ząbki, pióra, sierść zwierzaka, fragmenty tkaniny, która jest dla klientów sentymentalną pamiątką. Czasem są to nawet prochy kogoś, kogo zabrakło – opowiada twórczyni miarki.
Jak tłumaczy Kasia, każde zamówienie to osobna historia, nierzadko bardzo intymna i pełna emocji. Dla niej i całego zespołu to ogromne wyróżnienie i wyraz zaufania klientek.
– Nie tworzymy zwyczajnej biżuterii, to coś więcej niż błyskotki. To nierzadko symbole pewnego etapu w życiu, relacji, roli… Zdarzają się też historie trudne – mam, którym nie udało się karmić tak długo, jak chciały, takich, które nie zdążyły spotkać się ze swoim maleństwem, ale pragną symbolicznie oddać mu hołd. Osób, które straciły kogoś ukochanego i symboliczna pamiątka pomaga im przejść sprawniej przez proces żałoby – opowiada założycielka Milkies. – Żadna krytyka nie zmieni tego, że czujemy zaszczyt, mogąc wspierać klientów na każdym z ważnych, życiowych etapów – dodaje.
Produkty tworzone przez Milkies są w pełni personalizowane i w dużej mierze projektowane przez samych klientów, których zamówienia i pozytywne słowa wpływają na chęć dalszego rozwoju marki. No cóż, choć cały pomysł na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu to z jednym zgodzą się wszyscy – wybierając tę biżuterie, można mieć całkowitą pewność, że zamówiony produkt jest jedyny w swoim rodzaju…
– Działamy z pasji i to na pewno nigdy nie ulegnie zmianie – podkreśla Kasia Lew.