Biznes podróbek, pomimo wielu prób walki z nim, kwitnie i rozrasta się w zastraszającym tempie. Kim są osoby, które sprzedają takie produkty, kto je kupuje i czy walczący z nielegalnym biznesem mogą coś zdziałać?
Tylko w czerwcu zeszłego roku włoska policja zablokowała ponad 400 sklepów internetowych z podróbkami produktów high fashion, takich jak torebki Prady czy zegarki Patek Philippe. Włoski rząd już od dawna walczy z podróbkowym biznesem, który w samej Italii rocznie przynosi zyski rzędu 60 miliardów rocznie. Dodajmy do tego pozostałe kraje i kontynenty, a dostaniemy ogromne sumy pieniężne.
Kto kupuje
Gdyby nie było zapotrzebowania na tego typu produkty, nie rozwinąłby się on na tak dużą skalę. Przypomnijmy sobie jakiekolwiek, bardziej lub mniej, egzotyczne wakacje – w 90% przypadków miejskie deptaki wypełnione były sprzedawcami „oryginalnych” okularów Ray Ban, zegarkami Rolex i torebkami Gucci, którzy w momencie potrafili dosłownie zwinąć swój uliczny biznes i uciekać przed lokalną policją. Cóż z tego, skoro dwie godziny później pojawiali się w tym samym miejscu i ponownie zachęcali turystki do zakupu.
Od lat oglądamy pokazy mody, śledzimy najnowsze kampanie promocyjne, inspirujemy się stylem gwiazd. I nic dziwnego, że w pewnym momencie torebka kupiona w Parfois za kilkadziesiąt złotych wcale nie jest taka ładna jak ta od Celine, którą nosi J.Lo, pomimo tego, że wyglądają na bardzo podobne. Dlaczego? Bo nie ma pięknego, delikatnego i złotego napisu marki.
Zbiór liter
To, że podróbki były, są i będą kupowane, nie ulega wątpliwościom. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego są tak pożądane jak ich oryginalne wersje? Czy faktycznie napis i metka, które są tylko zbiorem liter bez historii, nakładu pracy, jakości i prawdy sprawia, że czujemy się lepiej? Czy faktycznie podrobiona torebka Gucci będzie wyznacznikiem wejścia do pewnej grupy klasowej, w której chce być każdy? Pozostaje jeszcze kwestia tych, których stać na oryginalne produkty projektantów, a mimo tego, wciąż noszą podróbki. W polskiej, ale i zagranicznej sieci nie raz pojawiały się zdjęcia znanych i lubianych, paradujących głównie z podrobionymi torebkami i akcesoriami. O co zatem chodzi?
Karolina Gadzimska, odpowiedzialna za PR marki LaMania ma na ten temat swoje zdanie: Celebryta nie będzie kojarzony z podróbkami, a przynajmniej nikt nie będzie podejrzewał osoby o takim statusie społecznym o kupowanie kopii. To nieprawda. Internauci są wyjątkowo świadomą grupą społeczną, która alergicznie reaguje na jakiekolwiek próby oszukiwania. Internet nie zna litości, a wystarczy jedna wpadka, żeby do danego celebryty na długi czas przylgnęła łatka osoby noszącej podrobione produkty. Wtóruje jej projektant Jacob Birge: W Polsce jest tzw. parcie na szkło, ścianki i celebryctwo. Niestety, każdy chce zaistnieć – co może być paradoksem, bo ktoś przyłapany na noszeniu podróbek, wywoła skandal i zyska popularność. Z kolei Gosia Baczyńska, której nie można odmówić racji, twierdzi, że chodzi o coś więcej: Może to przez brak wyedukowania na temat tego, że nasza praca jest niezwykle ciężka, żmudna i czasochłonna? To są lata wyrzeczeń, dlatego sama świadomość tego, że ktoś może nosić podróbki jest po prostu nie do przyjęcia.
Logicznym jest, że każda z nas chciałaby mieć kultowe torebki Chanel w co najmniej kilku kolorach i modelach. Jednak kompletnie nielogicznym i niezgodnym, ani z prawem ani etyką, jest kupowanie podróbek, których producenci zarabiają na OSZUKIWANIU.
Gosia Baczyńska co rusz znajduje produkty, które łudząco przypominają te z jej metką. Niektóre z fałszowanych projektów wyglądają niemalże identycznie jak oryginały, co tylko po raz kolejny udowadnia, jak mało istotne dla niektórych w branży podróbek są zasady etyczne. Nawet dla uchodzącego za jeden z najpopularniejszych magazynów modowych w tym kraju.
Poniższe zdjęcie to tylko jeden z przykładów, w jaki sposób podrabiane są projekty Baczyńskiej. Już dwa tygodnie po pokazie “I feel love”, mizerna podróbka sukienki w pepitkę pojawiła się na witrynie jednego z warszawskich butików, wraz ze skopiowaną scenografią pokazu.
Kto za tym stoi?
W raporcie Europejskiego Biura Harmonizującego Rynek Wewnętrzny wynika, że ok. 10% wszystkich produktów związanych z modą, włączając w to odzież, obuwie oraz akcesoria, to podróbki. Ich sprzedaż pozbawiła projektantów mody niemal 30 miliardów dolarów dochodów w ciągu (tylko!) roku. Co warte zanotowania to fakt, że w parze z produkcją „fałszywek” idą zwolnienia pracowników, które w raporcie oszacowano w granicach od 360 do 520 tysięcy posad. Krajem, w którym biznes podróbkowy jest największy są wspomniane Włochy, gdzie przez fałszowane produkty w ciągu roku pracę w branży mody straciło 50 000 osób. Jeśli skumulujemy efekty biznesu podróbkowego, działającego niczym efekt domina, straty gospodarce sięgają średnio 48 miliardów dolarów.
Gosia Baczyńska często spotyka się z podróbkami swoich projektów. Najbardziej rażącym przykładem jest mój były pracownik, który za kradzieże, jakich się dopuszczał w mojej firmie, został skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Nawiązał on współpracę z właścicielem salonu z sektora beauty, który postanowił zostać projektantem i od trzech lat sygnuje swoim nazwiskiem ubrania i opaski na włosy, których nie jest autorem, następnie sprzedaje w swoim salonie. Nadal wspólnie kopiują moje projekty. Dodam, że pomagałam w otwarciu tego salonu...
Sprawa dotyczy nie tylko ubrań Baczyńskiej, ale też opasek do włosów Jennifer Behr. Butik Gosi Baczyńskiej to jedyne miejsce w Polsce, w którym od sześciu lat dostępne są projekty tej światowej sławy projektantki z Nowego Jorku (jej biżuterię do włosów noszą największe sławy: Madonna, Jennifer Lawrence czy Rihanna). Dostępne kopie/podróbki są wątpliwej jakości i mają niewiele wspólnego z kunsztownym rzemiosłem i materią akcesoriów Jennifer Behr.
fot. Oryginalny projekt opaski Jennifer Behr oraz jego podróbka
Okazuje się zatem, że nawet w polskiej branży mody dochodzi do zjawiska, gdzie ci, którzy powinni uchodzić za sojuszników, kopią pod sobą dołki. W końcu nic tak nie smakuje, jak słodki smak zemsty i poniżenie kogoś, prawda?
Walka polskich projektantów z podróbkami
Wydaje się, że pomimo wielu prób wciąż są problemy ze zniwelowaniem biznesu podróbkowego. Nie tylko rynek światowy czy europejski, ale również nasz rodzimy wciąż spotyka się z podrabianiem produktów. Jedną z marek, która walczy z producentami produktów pseudoluksusowych jest LaMania. Nie oznacza to jednak walki łatwej, prostej i bezproblemowej: Walka z podróbkami to walka bardzo czasochłonna i kosztowna. Liczba podróbek zalewających nasz rynek jest tak duża, że mało kto jest w stanie walczyć z każdą firmą, producentem i butikiem, który zajmuje się ich masową produkcją lub sprzedażą – komentuje Karolina Gadzimska, dodając: zdarzyły nam się sytuacje, gdzie skopiowany model bardzo blisko odzwierciedlał oryginał. Wtedy sprawą zajmuje się dział prawny. I przestrzegam, że robi to bardzo skutecznie. W rezultacie firma, która dopuściła się plagiatu zmuszona jest do wycofania danego modelu ze swojej oferty.
Czy można zwalczyć ten biznes?
Wydaje się, że walka z biznesem podróbek jest walką z wiatrakami. Można do niej podchodzić, można próbować i nawet można odnieść zwycięstwo w bitwie, ale wynik wojny wciąż pozostaje nierozstrzygnięty. Niestety, ale jak to podczas wojny bywa, tracą na tym wszyscy. Karolina Gadzimska potwierdza te słowa: Branża traci potencjalnych klientów, projektant potencjalną sprzedaż, pracownik miejsce pracy. Klienci też mogą stracić – jeśli nie od razu, to w przyszłości. Jest to walka, którą toczymy od bardzo dawna – cieszę się, że marki podejmują coraz bardziej zdecydowane kroki, aby coś w tym temacie zmienić. Pozostaje jednak pytanie, czy faktycznie można coś zmienić? Z prawem autorskim w modzie bywa, niestety, bardzo różnie. Co więcej, Jacob Birge uważa, że jest nawet gorzej: Niestety prawa autorskie w modzie niemal nie istnieją (lub istnieją, ale są właściwie nie do wyegzekwowania), więc dopóki to się nie zmieni, to napływ podrabianych Adidasów z czterema paskami będzie wciąż obecny.
Okazuje się zatem, że jest ogólne przyzwolenie na podrabianie produktów, na tworzenie marnych kopii oraz kradzież autorskich projektów. Przykłady LaManii, Jacoba Birge, Gosi Baczyńskiej i mnóstwa innych projektantów doskonale przedstawiają ogromną skalę przestępczości, na którą jeszcze nie znaleziono skutecznego sposobu. Pozostaje jednak pytanie – jak można pomóc w rozwiązaniu problemu, skoro nawet osoby z jednego środowiska szkodzą sobie nawzajem?
Autor: Joanna Dederko
Nie zgodzę się z opinią dotyczącą braku możliwości wyegzekwowania naruszenia praw autorskich w branży odzieżowej. Jest to bardzo trudne, ale możliwe. Są trudności natury dowodowej, są rzeczy z którymi łatwiej sobie poradzić – jak nadruk t-shirtu, a takie z którymi trudniej jak krój sukienki. Dla ochrony prawnooautorskiej konieczna jest oryginalność projektu, bo tylko wtedy mamy do czynienia z utworem. I niestety z tą oryginalnością, przy zastosowaniu testu statystyczej jednorazowości, bywa różnie. Sama prowadziłam sprawę, gdzie ktoś twierdził, że konkurencja go skopiowała. Konkurencja – pozwana – za to pokazała projekt od Valentino sprzed iluś lat. Oczywiście przegrana w sądzie na całej linii. Znam jednak sporo spraw wygranych. Naprawdę można. ;)
Zara kopiuje i dobrze na tym wychodzi, właściciel jest 2 wśród najbogatszych ludzi na świecie
smutne
Dla mnie ‘podróbka’ to odzież odszyta praktycznie identycznie jak oryginał (np. koszulka z motywem serca), przykład kombinezonu czy kurtki Baczyńskiej – czarno biały wzór i piórka przewijały się przez wybiegi jeszcze zanim pani Baczyńska pomyślała by zostać projektantką =.=’ często różni projektanci nie wiedząc o swoim istnieniu tworzą z wykorzystaniem podobnych materiałów, motywów etc. tym bardziej, że nie każdego stać na produkcję tkanin na wyłączność. kwiaty na opasce? nasze prababki już je nosiły, ale widać żadna nie wypromowała tego jako ‘własny projekt’, nic tylko czekać na roszczenia do spódnicy podstawowej w kolorze czarnym =.=’
Anja w Warszawie, w komplecie od Balmain luty 2013 – komplet do zludzenia przypominal koszule allison parker w jednym z poczatkowych odcinkow melrose place