Ani ogromna promocja, ani wielkie billboardy i mnóstwo zaangażowanych w projekt gwiazd nie pomogło galerii mody MODO uniknąć problemów wizerunkowych i finansowych. MODO przechodzi przez okres, który zdefiniuje jego „być albo nie być” na warszawskiej mapie centrów handlowych.
To miało być miejsce, które zawładnie sercami nie tylko Warszawiaków, ale i wszystkich Polaków, ceniących sobie wysoką jakość ubrań, zaprojektowanych przez najlepszych polskich projektantów. Wielkie otwarcie MODO, które odbyło się w październiku ubiegłego roku przyciągnęło mnóstwo gwiazd, wśród których znalazła się m.in. Maja Sablewska, Maffashion, Weronika Rosati czy Agnieszka Szulim, nie wspominając o projektantach.
Miało być pięknie, a wyszło… jak zwykle
Komunikacja MODO była jednoznaczna i kierowana wyłącznie do zamożnych Polaków. Wielkie marki, nazwiska najpopularniejszych projektantów i idące wraz z nimi poczucie wysokiej mody, zamiast pomóc, niestety tylko zaszkodziły. W świecie dostępnych dla każdego tanich ubrań z sieciówek, odwiedziny MODO, galerii handlowej uchodzącej za centrum zrzeszające tylko największe polskie marki (w domyśle: z drogimi ubraniami), stały się po prostu zbędne.
Co poszło nie tak?
Okazuje się, że MODO to galeria, której problemy zaczynają się już od poziomu architektonicznego. Niewielkie powierzchnie sklepowe, a także niewygodne dla (i tak nielicznych) rozmieszczenie sklepów, to dopiero początek. Kampania promocyjna, tak mocno nastawiona na modę z najwyższej półki, nie wspominała jednak w ani jednym komunikacie, że sklepy z ubraniami od projektantów stanowią jedynie 20% powierzchni całego centrum handlowego. Pozostali najemcy to właściciele marek wciąż stawiających na wysoką jakość odzieży i dodatków, ale jednocześnie z nieodstraszającymi cenami. Z racji tego, że obiekt nie został wyeksponowany odpowiednią merytoryką, zamiast przyciągać klientów – tylko ich odstraszył.
Dlaczego nie wspomniano o atutach?
W kampanii promocyjnej obiektu nie wspomniano przede wszystkim o największych atutach MODO jakim jest brak sieciówek obecnych w każdej innej galerii. W MODO nie znajdziemy ani Zary, ani H&M, ani Croppa. Znajdziemy tam za to tańsze linie produktów sygnowanych nazwiskami projektantów, począwszy od bluz Paprocki&Brzozowski za 300zł, a skończywszy na płaszczu od Ewy Minge za 200zł. Bo właśnie ceny ubrań od znanych projektantów, mocno zbliżone do tych, z którymi spotykamy się w popularnej Zarze czy Massimo Dutti oraz unikalność produktów są jednymi z największych atutów MODO. Dlaczego w komunikacji domu mody o tym w ogóle nie wspomniano? Dlaczego zupełnie pominięto to, co mogło przyciągnąć setki tysięcy klientów? Pozostaje nam się tylko domyślać.
Nowi ludzie, nowe zasady
Jak w każdym nowootwartym centrum handlowym, istnieje określony czas na „przyjęcie się” miejsca w świadomości jego potencjalnych klientów. Czas ten w przypadku MODO był zdecydowanie za długi i zupełnie nieefektywny, dlatego też z dniem 1 marca tego roku, działaniami marketingowymi centrum handlowego zaczęły zarządzać zupełnie nowe osoby, z kompletnie inną wizją MODO.
Rozmawiając z Panią Agnieszką Drucis, odpowiedzialną za nową komunikację MODO od niecałego miesiąca, odniosłam wrażenie, że od samego początku domem mody MODO zarządzali ludzie kompletnie niemający pomysłu na ten obiekt. Bo tak naprawdę to, co dzieje się teraz z galerią, jest niczym innym, jak efektem nieodpowiednich komunikatów. Drucis ma ogromne plany na zmiany, ale tak naprawdę nie wie, ile może zająć poprawienie tego, co zrobił (lub raczej czego nie zrobił) poprzedni dział marketingu.
Co teraz?
Jako osoba całkowicie bezstronna z niedowierzaniem słuchałam tego, co pani Agnieszka ma do powiedzenia na temat samej galerii, ale i tego, jak w odpowiedni sposób dotrzeć do klientów nastawionych nie na spacery po sklepach, ale na zakupy. Jak sama Drucis powiedziała, teraz przyszedł moment na zmiany. Zmiany, dzięki którym konsumeci przekonają się, że MODO to nie kolejne miejsce przepełnione znanymi wszystkim sieciówkami, a przestrzeń skupiająca w sobie unikalne brandy, zapewniające ogromny wybór odzieży i dodatków. O ile wcześniej trzonem komunikacji były drogie linie produktowe z metką projektantów, o tyle teraz są one jedynie łącznikiem z ich tańszymi projektami oraz z ofertą pozostałych 80% najemców galerii.
W jaki sposób Drucis oraz jej team zamierzają zachęcić sfokusowanych na zakupy entuzjastów mody do odwiedzin MODO? Przede wszystkim poprzez edukację, mającą na celu przełamanie bariery, która powstawała przez ładnych kilka miesięcy. Nie tylko w sieci, ale i prasie, radiostacjach, a nawet na monitorach autobusowych czy reklamówkach. Bo jak widać, ani nazwiska gwiazd, ani tym bardziej projektantów nie oznaczają sukcesu. Tylko dobrze zaplanowana strategia komunikacji może zaowocować realizacją konkretnych założeń. Wszystko wskazuje na to, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy świadkami mocnej, ale też dokładnie przemyślanej akcji marketingowej, ukazującej siłę i potencjał MODO, które poprzedniej ekipie świetnie udało się… zatuszować.
Autor: Joanna Dederko
A do tego dramatycznie słabe layouty reklamowe, niemówiące kompletnie nic. Kilka postaci ze świata mody (ale jakby kompletnie z innego świata) na tle budynku, “wyszparowane” przez grafika-stażystę. Albo inaczej patrząc, projektanci przypominający figurki z papieru, które można wyciąć wprost z billboardu i wystroić w inne papierowe elementy. Poza tym, to nie “dom mody”, tylko “domY mody”. Nie wiadomo po co.
Podsumowując, właśnie przepoczwarzają się w Marywilską 2. Przekaz marketingowy nie naprawi podstawowej rzeczy jaką jest pomieszanie dwóch zupełnie innych światów branży odzieżowej w jednym projekcie. Jeżeli nie wiadomo konkretnie dla kogo są te hale, to znaczy że są dla nikogo. Pozostaje zrezygnować z ambitnych planów tych 20% i skupić się na tym, na czym właściciele znają się najlepiej i na czym zrobili biznes. Ewentualnie zrezygnować z tych 80% i wtedy marketingowo walczyć o klienta z “wyższej półki”.
Ewidentnie widać, że działania skupią się teraz właśnie na tych 80% oraz na przekazaniu istoty centrum MODO – że właśnie nie jest dla klienta z wyższej półki, ale dla każdego konsumenta, chcącego wyglądać nieco inaczej niż 3/4 polskiej ulicy, stawiającego na jakość, ale też nie odstraszające ceny :) Ale jak wyjdzie, to zobaczymy!
Tu nie o ceny chodzi i nastawienie na bogatszego klienta. Tylko o komunikację w stylu maximusa i marywilskiej. Miał być świat wysokiej mody a wyszedł fashion from Raszyn i synonim obciachu. Brzydka kampania na zenujacym poziomie nie zachęci do zakupów.