Patrząc na swoje zdjęcia sprzed lat nieraz zastanawiamy się, jak mogłyśmy się tak ubrać. „Jak ja wyglądałam?! Teraz nigdy nie założyłabym takiej spódnicy.” Znacie to, prawda? Tyle tylko, że równie często sytuacja jest zupełnie odwrotna.
Kobieta zmienną jest, o czym nie trzeba nikomu przypominać. Jeśli chodzi o modę to tutaj niezwykle “pomocni” są projektanci, co jakiś czas lansujący inne trendy, materiały, styl. A my, zakochane po uszy w tym, co modne, biegniemy czym prędzej do sklepu po buty, których jeszcze sezon temu za nic w świecie byśmy nie kupiły, ale po tym, jak zaprezentował je Louis Vuitton nie spoczniemy, póki nie będziemy mieć choć w ułamku do nich podobnych. Takie już jesteśmy, dlatego zapraszam Was na krótkie deja-vu trendów, które kiedyś wyśmiewałyśmy, a dziś ich pragniemy.
Spódnica niezgody
Chciałam tylko kupić spódnicę. Czarną, przed kolano, bardzo prostą. Do domu wróciłam z przepiękną, ale bordową, plisowaną z zamszu spódnicą do połowy łydek oraz z botkami w szpic. W szpic! Przecież trzy lata temu za darmo nie chciałabym takich ubrań, nie wspominając o tym, że kiedy moja Mama chciała mi dać w spadku malinową i zwiewną „plisowankę” zachowałam się podle i skłamałam, że jest za duża. Nie była za duża. Była idealna. Ale nie była miniówką. Dziś skakałabym z radości, gdybym otrzymała taką samą propozycję, ale „Maliny” już dawno nie ma w jej szafie.
Bez szpica nie ma zabawy
Tak jak już wspomniałam na mojej półce widnieją piękne, jasnobrązowe botki za kostkę w szpic. Chcę je zakładać dosłownie do wszystkiego, bo wspaniale wydłużają nogi, pasują zarówno do spodni, jak i spódnicy (nie tylko tej nowej), no i są supermodne. Trochę się z siebie wyśmiewam i tworzę personę pustej dziennikarki modowej, ale prawdą jest, że to nie jest tylko moja wina. To wszystko przez marki i ich komunikację, dzięki której jestem posiadaczką cholernych botków w szpic. To przez to, że Valentino zaczął lansować piękne pantofelki w szpic z ćwiekami, później dołączyli do niego Rupert Sanderson oraz Isabel Marant, a oliwy do ognia dolał dom mody Celine. Wybiegi, kampanie, edytoriale, blogerki, streetstyle. Fala inspirujących stylizacji dosłownie rozlała się po Instagramie i Tumblr. W efekcie tego ja, a także jak sądzę miliony kobiet na całym świecie, postanowiło zajrzeć do zakazanych zakątków swojej szafy i odświeżyć nieco swoje looki.
Nie przystoi się świecić
Kiedy Emilio Pucci zaprezentował kolekcję na wiosnę-lato 2016 moje serce przybrało warstewkę cekinów. Na tym się nie skończyło, bo okazało się, że Anthony Vaccarello również promuje świetlistą sylwetkę, Marni także, nie wspominając o Marcu Jacobsie. Te okrutne, uwydatniające każdy mankament naszego ciała cekiny, kojarzące się do tej pory głównie z tandetą, przerysowaniem i, no cóż, nadmiernym błyszczeniem, stały się produktem, który zaczęłyśmy znowu uwielbiać. Cekinowe sukienki, zarezerwowane do tej pory tylko na bal przebierańców, ewentualnie na sylwestra (ale to w ostateczności), nagle stały się symbolem pożądania, bez względu na to, czy mają metkę Balmain for H&M czy no name. Z kozakami za kolano, ciasno spiętymi włosami i ciemną szminką na ustach, tworzą kreację idealną na wieczór zarówno w towarzystwie przyjaciółek, znajomych jak i kochanej osoby u boku.
Historie dżinsem pisane
Z popularnymi dżinsami sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Od lat uchodzą za bazowy element codziennej stylizacji, która z dodatkiem skórzanej kurtki zyskuje zadziornego charakteru, a z elegancką marynarką pozwoli podbić świat biznesu. Tyle tylko, że przez kilka ostatnich lat monopol na to miały jedynie rurki – gładkie, proste i mocno przylegające do ciała. Miały, bo dziś chodzimy w dzwonach, kulotach i szwedach. Znowu! Co z tego, że przez lata gardziłam starymi Big Starami z rozszerzoną nogawką – od kilku miesięcy znowu pomagają mi osiągnąć idealne proporcje sylwetki, a stylizacje w stylu boho aż proszą się o te nieco znoszone, ale wciąż urokliwe spodnie. W popularne szwedy z czasów moich lat gimnazjalnych pewnie bym się już nie zmieściła, ale gdybym zachowała ówczesne wymiary, sięgałyby mi do połowy łydek, a ja świetnie wpisałabym się w trend. Że też urosłam (głównie w biodrach) i znienawidziłam je w momencie pojawienia się rurek…
Cukierkowa armia
Bufki, pufki i inne nadmuchane rodzaje rękawów – wiecie o co mi chodzi. Poszerzona linia ramion to jeden z najdziwniejszych trendów, bo jednego sezonu jest pożądany, a kolejnego znienawidzony. Dziewczyny, pamiętajcie, teraz go kochamy, ale ta relacja jest oparta na grząskim gruncie. Jakiś czas temu nie znosiłyśmy rękawów poszerzających i tak nie do końca doskonałe ramiona, nie wspominając o tym, że jednocześnie lansowano bardzo romantyczne, zalotne i przede wszystkim – lżejsze dla sylwetki bluzki bez ramion. Dziś, bufiaste ramiona znowu są słodkie, zwłaszcza, jeśli są w kolorze rose quartz, a fakt, że wspomniane już lekkie koszulki pokazujące nieco więcej ciała nadal są trendy, po prostu pozwala na większy wybór każdego dnia. A to lubimy najbardziej, prawda?
Babciu, mogę?
Ciężko w to uwierzyć, ale te buty naprawdę są obiektem pożądania. Chodzi o klasyczne pantofelki z trzycentymetrowym grubym obcasem i z nieco zaokrąglonym noskiem. Dokładnie takie, w jakich chodziły nasze babcie i o jakich przez ostatnich kilka lat nawet byśmy nie pomyślały, jak o produkcie typu „muszę je mieć”. Dziś inspiruje nas styl modelek i influencerek modowych, które potrafią stworzyć niebanalną kreację z babcinymi butami w roli głównej. Nie wspominając o ubraniach niczym prosto z szaf naszych babć – zabudowane sukienki w kwiaty, bez dekoltu, za to do połowy łydki. Nieco luźniejsze, z mnóstwem falban i na pewno dalekie od klasycznego pojęcia sexy. A jednak coś w sobie mają, coś, co spawia, że wyglądamy w nich świetnie i po prostu chcemy je mieć.
Dla wielu kobiet kolejnym trendem nadającym się do tego zestawienia byłby wzór pantery. Ja jednak nie jestem na tyle odważna, aby ten zwierzęcy trend tu umieścić – wciąż należę do grona osób, które gdzieś w głębi duszy nadal wstydzą się, że miały buty z materiału imitującego skórę węża… Choć zdaję sobie sprawę, że za kilka miesięcy pewnie i to minie, skoro zarówno na tygodniu mody w Mediolanie, jak i Paryżu pojawiło się mnóstwo “zwierzęcych” dodatków. Jednak jak już wcześniej było wspomniane, my kobiety mamy pełne prawo do tego, aby zmieniać swoje upodobania i do woli bawić się modą. W końcu ustaliłyśmy, że to nie nasza wina, tylko projektantów. I tego się trzymajmy.
Autor: Asia Dederko