Niektóre marki, np. Burberry czy Tom Ford, zdecydowały się na przeniesienie pokazów na kolejny sezon, a amerykański CFDA skłania się ku skomercjalizowaniu wydarzenia i otwarciu swoich drzwi dla każdego.
Jednak to nie organizacja poczyniła pierwsze kroki w kierunku klientów detalicznych, a organizatorzy pokazów, sprzedawcy biletów i “koniki”, handlujący zaproszeniami i to za niemałe pieniądze. Co więcej, oprócz wejściówki możemy nabyć całkiem niezłe pakiety, w których zajrzymy na backstage, spędzimy czas w Nowym Jorku i pójdziemy na zakupy. Na przykład jedna z firm oferuje weekend dla dwojga w Nowym Jorku: pobyt w hotelu Baccarat Hotel, zaproszenia na jeden z najgorętszych pokazów tygodnia i zakupy VIP z ekspertem, wszystko za cenę 5500 dolarów.
Popyt na bilety na największe pokazy rośnie z roku na rok, tym samym dając pożywkę dla wszystkich tych, którzy chcą na tym zarobić. Zastanawiające są sposoby, w jakie handlarze pozyskują dostęp do zaproszeń, ale to akurat nie interesuje kupujących. Chętni są w stanie zapłacić słoną cenę za przebywanie przez 15 minut na wydarzeniu z celebrytami, którzy zazwyczaj zasiadają w pierwszych rzędach.
Zaproszenia i pakiety można również nabyć przez takie strony jak: Millionaire’s Concierge, Queen Bee, TicketSupply, New York Fashion Week i Total Management. Ponoć te firmy współpracują z największymi agencjami, takimi jak IMG i zdobywają wejściówki poprzez “swoich ludzi” w agencji.
Ile kosztują bilety? Portal WWD zdradza tę tajemnicę: mniej popularne pokazy cenią się w granicach 950 dolarów. Największym zainteresowaniem cieszą się pokazy projektantów Badgley Mischka i BCBG [Max Azria] i za te zaproszenia zapłacimy nawet 3500 dolarów.
Nie brakuje też takich osób, które próbują sobie pomóc poprzez obecność na pokazach. Dotyczy to przede wszystkim blogerów czy wschodzących projektantów – każdy chce zaistnieć. Jednak korzystając z pomocy agencji w dostaniu się na event, osoby takie muszą podpisać klauzulę, w której zobowiązują się do nierobienia zdjęć, niezaczepiania innych gości czy nawet do wkradania się na backstage. Jak mówi reprezentant agencji On Point w rozmowie z WWD: zdarzali się nawet tacy szaleńcy, którzy posuwali się do różnych dziwnych działań. Czy projektanci uczestniczą w zyskach ze sprzedaży zaproszeń? Firma Providing Tickets, holenderski organizator imprez, twierdzi, że tak. Inna firma VIP Concierge na przykład sprzedaje zaproszenia na pokaz Zaca Posena za cenę 1750 euro, a na wydarzeniu szczęśliwcy mają szansę poznać samego projektanta. Czy Zac otrzymuje wynagrodzenie z tego tytułu? Celine Mariton, wiceprezes odpowiedzialna za komunikację i marketing w firmie Zaca Posena, zaprzecza doniesieniom: Martwi nas ten proceder. Mieliśmy umowę z American Express, w której rozdawaliśmy zaproszenia na pokazy i mamy problemy. Widzieliśmy nasze wejściówki na portalach społecznościowych za 800 dolarów.
Jeszcze inna firma, 1Boxoffice, oferuje bilety na kolejny sezon we wrześniu, nawet z gwarancją siedzeń dla dwóch osób obok siebie.
W Polsce nie mówi się o handlu zaproszeniami na pokazy, nie mniej jednak, są one równie pożądane, jak te za granicą. Tylko nielicznym udaje się zawitać u Kupisza, TOMAOTOMO czy Jemioła.
Kierunek, w którym zmierza branża dla jednych jest zaskoczeniem, dla innych strategią na miarę dzisiejszych czasów. Kiedyś luksus był dla elit, dziś jest dla każdego. W końcu klient zawsze dostaje to czego chce. Klient nasz pan.
Autor: Urszula Wiszowata
Uczestnictwo w pokazach nadal jest rozrywką elit – tylko definicja elit się zmieniła. Kiedyś byli to insiderzy i tzw. buyerzy oraz dziennikarze, teraz celebryci, blogerzy i bogacze. Ci ostatni oprócz korzystania z biur pośredniczących mają także ofertę od swoich banków (albo wystawców kart kredytowych jak wspomniany w tekście American Express, choć pamiętajmy że zwykła karta nic takiego nie zapewni – trzeba mieć Black Centuriona i płacić kilka tysięcy dolarów rocznie za obsługę consierge). Także polskie banki oferują te usług, oczywiście na pokazy światowe (więcej infor na priv). Cena słona. Ale są chętni ;-) Ja tam wolę nawiązywanie relacji z butikami marek – nie dość, że wydane pieniądze są tam gdzie powinny – czyli w mojej szafie – to jeszcze zaproszenia przychodzą za darmo ;-)