MMC to stworzona przez Ilonę Majer i Rafała Michalaka marka, stawiająca na prostotę i puryzm formy zamknięte w ultranowoczesnej tkaninie. Projektanci śmiało sięgają po obszerne, oversize’owe formy i łączą nietypowe materiały i interesujące faktury. Przy okazji premiery ich najnowszej kolekcji porozmawialiśmy z twórcami o procesie poszukiwania inspiracji, przełomowych momentach dla brandu oraz niepisanym podziale obowiązków.
MMC Studio to marka znana z unikatowych okryć wierzchnich i nieszablonowych projektów sukienek i spódnic. Ich ostatnią kolekcję charakteryzują nawiązania do lat 80. i 90., kiedy to studencki świat zdominował grunge. W AW 24/25 królują cekiny, skóra i nylon. Monochromatyczną paletę przełamują intensywne akcenty czerwieni, fioletu i limonki. MMC Studio na nowo definiuje połączenie stylu sportowego i eleganckiego.
Specjaliści od kreowania wyjątkowych doświadczeń
Paweł Makosz, Fashion Biznes: W ostatnim czasie miałem okazję zobaczyć dwa Państwa pokazy. Pierwszy podczas gali finałowej ogólnopolskiego konkursu Złota Nitka oraz drugi będący pełną prezentacją kolekcji AW 24/25. Obydwa wydarzenia były potwierdzeniem unikatowości Waszego stylu. Gdzie poszukujecie inspiracji?
Ilona Majer: Kierunek naszej marki wytyczamy od ponad 20 lat. Myślę, że nasze DNA jest znane. To strukturalne, wyrzeźbione sylwetki. Inspiracje czerpiemy, mówiąc najprościej, z ulicy. Z naszych podróży. Spotkań. Z tego, czego doświadczyliśmy podczas odkrywania nowych miejsc.
Rafał Michalak: Dodam również, że jesteśmy dumni z tego, że po latach pracy udało nam się dorobić własnego, charakterystycznego stylu. Nie jest nam trudno wprowadzać inspirację do kolekcji, ponieważ mamy tę komfortową sytuację pracy ze sobą od lat. Wszystkie mechanizmy między nami są dopracowane. Warto dodać, że szyjemy trochę na miarę. Dobrym przykładem jest pokaz, który miał Pan okazję zobaczyć. Srebrna sekwencja w naszej kolekcji pojawiła się bez wcześniejszego planu. Była konsekwencją współpracy z Oskarem Ziętą i naturalnym nawiązaniem do jego instalacji.
Wasze pokazy nie są standardową prezentacją kolekcji. Tworzycie pełnowymiarowe show. Tym razem wybraliście miejsce z historią. W budynku o industrialnej przestrzeni. Dodatkowo udało Wam się kolejny raz nawiązać współpracę z Oskarem Ziętą, który zadbał o dopełnienie przestrzeni.
Rafał Michalak: My od zawsze lubimy tworzyć pokazy, które nie są jedynie prezentacją kolekcji. Myślę, że dzięki poprawianiu doświadczeń naszych widzów zostajemy w ich głowach na dłużej. Niezwykle zależy nam na odpowiednim nastroju. Ilona bardzo dużą uwagę przykłada muzyce. Tym razem udało nam się zaprosić do współpracy Natalię Przybysz. Dążymy do pełnej spójności. Muzyka sprawia, że pokaz staje się przeżyciem…
Ilona Majer: Zacytuję Kasię Sokołowską. Ona wielokrotnie mówiła, że pokaz mody, to jest święto dla nas. I nawet dzisiaj mieliśmy z Rafałem dyskusję, którą sparafrazuje. Jesteśmy na rynku od lat. Fashion Week w Łodzi okazał się dla nas platformą do pokazania się szerszej publice. Mieliśmy wtedy to szczęście, że cały pokaz zorganizował ktoś za nas. My jedynie prezentowaliśmy kolekcję. Wszyscy artyści mieli wtedy ten sam wybieg, współpracowali z tymi samymi modelkami. Nas zawsze kręciło coś więcej. Potrafiliśmy między cyklem pokazów postawić na scenie drzewo. Zawsze dbaliśmy o to, by zaskoczyć widza. Teraz jesteśmy już na etapie, na którym mamy komfort budowania spektaklu. Nie bez kozery nazywam to spektaklem. To słowo pozwala określić naszą chęć odczuwania z odbiorcą. Te pokazy na żywo to dla nas duże przeżycia. Pamiętajmy jednak, że sami narzuciliśmy sobie odpowiedzialność trzymania wysokiego poziomu. Za każdym razem musimy wymyślać coś wyjątkowego! To trochę nas nakręca! (uśmiech).
Stworzenie show w Waszym przypadku może być również inwestycją. Czy widzicie jej przełożenie na późniejszą sprzedaż?
Rafał Michalak: Marka musi z czegoś żyć i oczywiście żyje ze sprzedaży. Aczkolwiek nie organizujemy pokazów, by szukać ich efektu w późniejszym poziomie zainteresowania kolekcją. Oczywiście staramy się pozyskiwać nowych klientów. Mamy jednak głównie stałe grono odbiorców, którzy nawet jeżeli nie pojawiają się na show, to zaraz po nim odwiedzają nas w showroomie. Poza aspektem pro sprzedażowym my uwielbiamy pokazy!
Ilona Majer: Te wydarzenia to jest jakiś bonus dla naszego odbiorcy. Dodatkowe przeżycie artystyczne fundowane nie tylko przez nas, ale również przez artystów, z którymi współpracujemy. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że podczas pokazów może odkryć naszą emocjonalność, estetykę marki. Nie da się bezpośrednio przeliczyć, jakie przełożenie mają nasze pokazy na późniejszą sprzedaż. Da się jednak zauważyć, ile pozytywnych emocji niosą za sobą wśród naszych klientów.
Rafał Michalak: Pierwszy pokaz w Warszawie zorganizowaliśmy kilkanaście lat temu i wtedy naprawdę baliśmy się, czy ktoś na niego przyjdzie. Teraz obserwujemy nadmiar chętnych!
Ilona Majer: Muszę jednocześnie podkreślić, że pokaz mody jest naprawdę poważnym przedsięwzięciem. Skomplikowanym produkcyjnie. Szereg możliwych do wystąpienia problemów sprawia, że większość projektantów rezygnuje z tworzenia modowych show. Zresztą… To naprawdę jest wyzwanie. My za każdym razem mówimy, że to już nasz ostatni pokaz! A następnie zaczynamy przygotowania do następnego (uśmiech).
Chciałbym teraz delikatnie przekierować tę rozmowę, skupiając się na samej kolekcji. A konkretniej nad detalami dotyczącymi okresu jej tworzenia. Czy myśląc o projektach wyobrażacie sobie, jak powinien czuć się w nich Wasz klient?
Rafał Michalak: Na pewno chcemy, aby dodawały pewności siebie.
Ilona Majer: Ale również wyjątkowości! Staramy się promować modę, która ma charakter. Do nas nikt nie przyjdzie po basic. Wymaga się od nas więcej. Lubimy to. Za każdym razem chcemy zaskoczyć. Wiem, że kobiety, które noszą nasze projekty chcą być zauważone.
Rafał Michalak: Kiedyś dziennikarze lubili nas zapytać: „kto się dobrze czuje w tych ubraniach”? Zawsze powtarzaliśmy, że persony odważne. Stylizacje stworzone z naszych projektów mają dodawać pewności siebie, aczkolwiek trzeba mieć tę odwagę, by je założyć.
Klucz do sukcesu
Ze światem mody jesteście związani od kilkudziesięciu lat. To jednak te ostatnie lata są dla marki okresem piku. Który moment był tym przełomowym?
Rafał Michalak: Wydaje się, że udział we wspomnianym wcześniej Fashion Weeku.
Ilona Majer: Moim zdaniem ten czas bezpośrednio przed pandemią był szczególny.
Rafał Michalak: Cała nasza historia składa się z mniej i bardziej przełomowych momentów. Jak zaczynaliśmy suknie wieczorowe tworzyli już Maciej Zień, Gosia Baczyńska i Łukasz Jemioł. Nie było jednak nikogo z modą uliczną. Byliśmy jednymi z pierwszych. Uznaliśmy, że to jest nasza przestrzeń do walki o pozycję w warszawskiej modzie. Moim zdaniem ta decyzja okazała się kluczowa.
W tworzeniu marki ważna wydaje się kreatywność i współpraca. Od początku istnienia marki tworzycie duet. Jak często się kłócicie?
Rafał Michalak: My się nie kłócimy.
Pytam w twórczym rozumieniu.
Rafał Michalak: Nie. Naprawdę, nie. A znamy się 30 lat. Może jesteśmy w jakiś sposób, jak każdy trochę konfliktowi, ale między sobą nie.
Nie dopytuje o duże konflikty. Zastanawiam się jedynie, czy występują u Was twórcze tarcia.
Rafał Michalak: Mamy podobny gust. Wybieramy podobne rzeczy. Ilona jest bardziej artystyczna. Ja czasem ją namawiam, żeby jakiś basic wprowadzić do sprzedaży. Jednak bardziej liczę te cyferki.
Czyli macie sztywno ustalony podział obowiązków?
Rafał Michalak: To wygląda w ten sposób, że Ilona coraz więcej zajmuje się tą strefą projektową. Ja więcej czasu spędzam nad strefą techniczno-biznesową. Na przykład w trakcie przygotowań do pokazu to Ilona mocniej dba o aspekty artystyczne. Na rozmowy ze sponsorami to zazwyczaj ja jestem wysyłany. Natomiast jeżeli chodzi o stricte projektowanie, to zazwyczaj razem wybieramy tkaniny. Razem ustalamy ten pierwszy zarys kolekcji. Ja mieszkam w Łodzi i pracuję w naszej łódzkiej pracowni. Ilona mieszka i pracuje w Warszawie. Przygotowujemy swoje projekty. Później to wszystko razem miksujemy. Nigdy nie było konfliktu, momentu, w którym nie chcielibyśmy razem tworzyć.
Czas na podbój nowych rynków
Jakie są cele, które obecnie sobie wyznaczacie?
Rafał Michalak: Cele wciąż się zmieniają. 10 lat temu chcieliśmy zrobić własny pokaz w Warszawie. Jak już zrobiliśmy, to uznaliśmy, że czas skomercjalizować markę. Wydaje mi się, że obecnie kierunkiem jest wyjście za granicę.
Czyli poważnie myślicie o ekspansji?
Rafał Michalak: Tak. To jest taki niezrealizowany do tej pory cel. Mamy za sobą pierwsze próby. Od roku pracujemy z GPoland. Dużym dystrybutorem.
Jakie rynki Was interesują?
Rafał Michalak: Myślę, że świetnie sprzedawalibyśmy się w Skandynawii. Uważam, że również Azja jest dla naszej mody odpowiednim kierunkiem. Sami dużo podróżujemy. Często z nami jeździ na przykład Asia Horodyńska. Mamy jakąś grupę dziewczyn, z którymi jeździmy. One są ubrane zazwyczaj w nasze rzeczy i naprawdę w najdroższych butikach na świecie bywają zaczepiane pytaniem „co to jest?”. Myślę potencjał jest. Robimy to jednak wolnymi krokami. Nigdy nie braliśmy żadnych kredytów. Zazwyczaj sami staramy się finansować ruchy biznesowe. Czuję, że to jest jednak przed nami. Nawet prowadzimy w tej chwili z GPoland rozmowy na ten temat. Może już w następnym sezonie oni wystawią naszą kolekcję. Nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach, gdzie mają swoje agencje.
Czyli e-commerce na start, a później może nawet jakieś stacjonarne salony?
Rafał Michalak: Oczywiście marzymy o tym, żeby mieć jakiś super butik. Mieliśmy przez chwilę pop-up. Może niedługo wrócimy z czymś stacjonarnym? Marzymy, żeby zobaczyć swoje rzeczy w Luisa Via Roma, czy w jakimś super multi-brandzie, gdzieś na świecie. Zobaczymy, może je spełnimy.
Zdjęcie główne: mat. prasowy