REKLAMA

Na festiwalu Up To Date Music is everything. Wywiad z Jędrzejem Dondziło

REKLAMA

Czasem największe perełki ukryte są w miejscach niepozornych, z dala od zgiełku wielkich metropolii i komercji. W Białymstoku rozwinął się projekt co najmniej wyjątkowy, który od 6 lat przyciąga fanów muzyki elektronicznej, hip-hopowej i ambientu. Mowa o festiwalu Up To Date. Organizatorzy wydarzenia co roku wkładają ogromny wysiłek w event, który nie tylko pobudza nasze zmysły, ale i otwiera na coś nowego, świeżego, a rosnąca, z roku na rok, frekwencja i wyprzedane bilety mówią same za siebie. Jak tym jak zbudować coś od zera, zarazić pasją do muzyki kilka tysięcy ludzi, zaskoczyć odbiorcę pięknym dizajnem i sztuką, opowie nam sam dyrektor kreatywny festiwalu Jędrzej Dondziło.

Skąd pomysł na festiwal? Dlaczego akurat na Podlasiu?

Białystok wydawał się miejscem, w którym takie wydarzenie nie powinno mieć racji bytu. Najpierw robiliśmy imprezy jako grupa przyjaciół, w klubie Metro, totalnie undergroundowo. Niekiedy też organizowaliśmy coś w stylu  secret location, czy w różnych nietypowych miejscach. Stawialiśmy przede wszystkim na jakość tych imprez. Zawsze zależało nam na fajnej lokalizacji, zaplanowanej scenie, dobrym dizajnie, kreatywnych ulotkach, czyli na wszystkich tych elementach, które pobudzają wyobraźnię. Powstało stowarzyszenie i dzięki niemu po raz pierwszy spotkałem się z dotacjami na wydarzenia kulturalne przy wsparciu miasta czy województwa. Dzisiaj jestem prezesem tego stowarzyszenia. Nie wiem jak to się stało, ale obecnie zajmujemy się organizacją festiwalu i wszelkich innych wydarzeń dziejących się wokół niego. Pierwsza edycja Up To Date miała miejsce w 2010 roku i było to pierwsze takie wydarzenie kulturalne, które miksowało muzykę elektroniczną, hiphopową, ambientową, a do tego przedstawiało dobry dizajn.

Dlaczego  w ogóle wystartowaliście z festiwalem Up To Date? Pasja to jedno, absolutnie też rozumiem miłość do muzyki, ale dlaczego chcieliście poszerzyć zasięg imprezy?

Czułem taką wewnętrzną potrzebę, bo wiedziałem, że jest w tym potencjał i że ludzie tego chcą. Chciałem to zrobić. Rozwój tego, co już robiliśmy pokazywał, że warto pójść o krok dalej. Zrobiliśmy więc siedmiomilowy krok: z imprez klubowych czy małych wydarzeń plenerowych przeszliśmy do festiwalu. I jak się okazało, Białystok bardzo tego potrzebował. Bilety zostały wyprzedane od razu.

Jak wyglądała ewolucja Up To Date na przestrzeni wszystkich lat jego istnienia? Do imprezy zaangażowała się nawet  największa jednostka życia kulturalnego miasta: Opera i Filharmonia Podlaska. Jak to się stało, że underground znalazł wspólny język z klasyką?

Na pewno nie było to możliwe w pierwszej edycji festiwalu. Uznano by nas wówczas za szaleńców. Pierwsza impreza pokazała, że nasz region chce i potrzebuje takich wydarzeń. Przez całą noc gościliśmy ponad 3 tysiące festiwalowiczów. Druga impreza była już dwudniowa i przybyło na nią 4,5 tysiąca osób. W trzeciej edycji odwiedziło nas 6 tysięcy, w czwartej – 8 tysięcy. W roku ubiegłym musieliśmy zmienić lokalizacje imprezy, mogliśmy sprzedać mniej wejściówek i również je wyprzedaliśmy.Wszystko to osiągnęliśmy dzięki naszej pracy, nie zatrudniając przy tym żadnej agencji do promocji z zewnątrz. Chcieliśmy, aby impreza zawsze miała specyficzny charakter, nasz charakter. Up To Date to festiwal uznany za jeden z najciekawiej reklamujących się. Nie mamy na to zupełnie budżetu. Pomimo to udaje nam się zrobić coś bardzo fajnego.

Porozmawiajmy o innych, podobnych wydarzeniach. Znasz Unsound?

Tak, jestem w Krakowie co roku.

Jeśli miałabym oceniać to uważam, że Up To Date jest z podobnej półki co Unsound. Co sądzisz o ich taktyce pobudzania kliku zmysłów jednocześnie, czyli równoczesny nacisk na dotyk, zapach, wzrok i oczywiście słuch?

Podziwiam ten festiwal i jestem ich ogromnych fanem. Ich forward thinking jest niesamowicie kreatywny. Jeśli doszukujemy się analogii między festiwalami, to musimy pamiętać o uwarunkowaniach lokalnych i mierzyć się z odbiorcą. Unsound tworzy rzeczy skierowane do specyficznego odbiorcy, który  rozumie to, co oni robią. My z kolei jesteśmy w innym miejscu. Stawiamy sobie za cel edukowanie Podlasia.Uczymy o naszej subkulturze, promujemy muzykę w sposób przystępny i staramy się zachęcać ludzi do tego, aby chcieli spróbować tej muzyki. Stąd też wynika ta fuzja gatunków: mamy rap, który jest u nas bardziej popularny niż muzyka elektroniczna, ale krąży blisko undergroundu. Z przyjemnością obserwuję mieszanie festiwalowiczów z obu scen: hip hopu czy np.  technosoul. Jeśli kończy się impreza na scenie hip hopu to ludzie nie wychodzą po festiwalu, tylko idą na drugą scenę i bawią się przy techno. I o to właśnie nam chodzi. Ludzie, którzy na co dzień dany gatunek uważają za dziwny, próbują czegoś nowego w innym otoczeniu. Dodatkowo, oprócz muzyki, nasi goście mogą też podziwiać sztukę. Ta w końcu nie musi być tylko w galerii, ale powinna się pojawiać również na takich imprezach. To ma być czysta radość i właśnie takich doświadczeń życzymy naszym odbiorcom.

Jak dobieracie artystów do line-upu?

Kluczem jest wybieranie artystów Up To Date, czyli poszukujemy wschodzących gwiazd, które pokazują coś nowego, które się wyróżniają. Z drugiej strony staramy się zaprosić jakąś legendę, osobę, dzięki której muzyka, której słuchamy dziś jest właśnie w takim, a nie innym miejscu.

Popatrzmy na świat muzyki z innej strony: Świat oszalał na punkcie festiwali. Co o tym sądzisz?

Zgadza się i widzimy to również na naszym podwórku. Płock zaprasza Digweeda, Richie Hawtina czy Underworld. Tauron Nowa Muzyka Festival ma również większość gości z zagranicy, podobnie jak Unsound. Są odbiorcy, a więc i organizatorzy. Jest widoczna potrzeba takich wydarzeń.

W którym kierunku zmierzacie? Ilość czy jakość?

Nie mamy ciśnienia, aby zostać wielkim festiwalem. Formuła jaką proponujemy naszemu odbiorcy nie może i nie będzie działać przy tłumie dwudziestu tysięcy osób. Do dziesięciu tysięcy – to jest idealna liczba uczestników podczas dwóch dni imprezy. Muzyki, którą proponujemy nie da się przeżywać w tłumie ludzi. Bardzo zależy nam na intymnym kontakcie z artystą i bliskości festiwalowiczów z muzyką.

Kim jest wasz przeciętny uczestnik?

60% ludzi jest spoza Podlasia. Coraz więcej jest przyjezdnych. Opera na pewno przyczyniła się do różnorodności gości i przyciągnęła gości z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Moskwy. To jest tendencja, którą chcemy utrzymać. Dodatkowo mamy bazę hotelową, infrastrukturę do tego, aby pomieścić gości z rożnych miast.

Część odbiorców uznaje ambient za muzykę co najmniej dziwną. Do kogo jest skierowana ta scena?

Jest to zdecydowanie populacja wyjątkowa, która nastawia się na kontemplację, a nie megafestiwal. Trzeba się w to po prostu wczuć. Cieszę się, że ten projekt powstał, tym bardziej, że festiwal przyciągnął odbiorców, którzy chętniej słuchają muzyki klasycznej, a tym razem mieli okazję doświadczyć czegoś innego. Chcemy szerzyć wiedzę o muzyce elektronicznej wśród różnych odbiorców: w końcu nie musi się ona im kojarzyć tylko w kontekście klubowym.

Ostatnio byłam na koncercie zespołu jazzowego. Miałam wrażenie, że znalazłam się na koncercie muzyki elektronicznej granej na instrumentach na żywo. Co sądzisz o mieszaniu stylów muzycznych?

Są zdecydowanie bardziej popularne. Widać to przede wszystkim na przykładach kawałków drum’n’bassowych. Nie wiem czy jestem zwolennikiem tych projektów, ale jest wiele innych przykładów, przy których ludzie współpracują i robią razem świetną muzę. Eksperymentowanie zawsze służy rozwojowi.

Opowiedz mi o scenach muzycznych Up To Date od strony dizajnu i produkcji.

Wszystko robimy sami. Za większość projektów odpowiada Karolina Maksimowicz. Na co dzień zajmuje się dekoracją wnętrz, ale też upcyklingiem, czyli z czegoś robi coś. Przede wszystkim stawiamy na dawanie drugiego życia meblom. Scena Beats jest w 100% efektem kreatywności Karoliny. Do tej pory przybierała ona już przeróżne wcielenia. Podczas jednej z edycji powstała różowa kuchnia z całym wyposażeniem, z pralką i kuchenką włącznie, a wszystko to pod hasłem „Let’s cook some music”. Te projekty wykraczają poza wyobraźnię odbiorcy i ludzie nie spodziewają się, że możemy ich zabrać do tak bajkowego świata.

Jaki jest koszt takiej produkcji?

Nie jest drogi. Wystarczy chcieć. Wszystko wykonujemy siłą własnych rąk i rąk wolontariuszy. Bez nich nie moglibyśmy funkcjonować.

Jak zdobywa się przyjaciół festiwalu? Jak zbudowaliście swoją sieć kontaktów?

Pierwszy rok był trudny. Nie było łatwo dotrzeć do dziennikarzy czy różnych grup społecznych, innych od tych muzycznych. Z roku na rok było coraz łatwiej, bo mieliśmy się już czym pochwalić. Ludzi serdecznych nie brakuje na świecie!

Ostatnie pytanie: Co wyjątkowego szykujecie na nadchodzący festiwal we wrześniu?

Szykujemy przede wszystkim dobry klimat sprzyjający zwiedzaniu wrażeń muzycznych i nie tylko. Nasz line-up zawsze był nieoczywisty, a zmiany wprowadzone w tym roku dodatkowo podgrzeją atmosferę.
Najjaśniej świecącą gwiazdą jest niewątpliwie przedstawiciel Wu-Tang Clan, GZA, ale ten line-up nie stanowi zbioru nazwisk, a całość gotową do zbadania  Szczegóły można sprawdzić dokładnie na naszej stronie www.uptodate.pl

Rozmawiała Urszula Wiszowata

Zapraszamy na film w którym dowiecie się o procesie produkcji scen muzycznych!

Daty: 4-6 wrzesień, 2015
Line-up:
Up To Date Festiwal Line-up
Up To Date Festiwal Line-up
REKLAMA
REKLAMA

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tagi

Bialystok

REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES